środa, 7 października 2015

Zniknięcie słonia - Haruki Murakami

Moje

zainteresowanie kulturą japońską zaczęło się jeszcze w

podstawówce, kiedy na przerwach lubiłam zaczytywać się w mangach,

a zamiast przebierać się za Kopciuszka wolałam zostać azjatycką

wojowniczką bądź Czarodziejką z Księżyca, czyli znaną inaczej

jako Silor Moon. W późniejszych latach przechodziłam fascynację

jedzeniem, zachowaniami oraz językiem Dalekiego Wschodu, dopiero

później zakochałam się w literaturze; i choć nadal podobają mi

się te wszystkie wcześniejsze wymienione punkty to czasu mam coraz

mniej, więc zostawiłam przy sobie to co zawsze było dla mnie

najważniejsze, czyli książki japońskich autorów, a w

szczególności mojego ulubieńca – Harukiego Murakamiego.

Z autorem poznałam

się po raz pierwszy z jakieś dwa lata temu w jego bestsellerowej

powieści „Kafka nad morzem" i od tego czasu uważam się za jego

fankę, która z wielką chęcią poznaje to jego następne dzieła,

niestety, w dość dużych odstępach czasu. Tym razem dorwałam się

do zbioru opowiadań z kilkunastu lat twórczości Japończyka

zatytułowanego „Zniknięcie słonia". Podeszłam do tego

spotkania dość sceptycznie, ponieważ uległam przeróżnym opinią

z internetu, gdzie na temat tych form jego twórczości wypowiadano

się niezbyt pochlebnie. Uważano, że autor lepiej sprawuje się w

dłuższych wypowiedziach niż opowiadania. Moja ciekawska natura nie

pozwalała mi jednak przemilczeć tego faktu i z wielką chęcią

zabrałam cały swój umysł w irracjonalną podróż w szalony oraz

magiczny świat wykreowany przez autora.

Trudno w kilku

zdaniach opisać o co właściwie chodzi w poszczególnych

opowiadaniach oraz wyszczególnić to jedno, wyjątkowe, które

spodobało mi się najbardziej. Nie da się, po prostu się nie da,

bo każde z nich ma w sobie coś niezwykłego. Tak jak to u

Murakamiego bywa właściwie do końca nie wiemy o co chodzi,

ponieważ świat wykreowany przez niego tylko na pozór jest logiczny

i podobny do naszej codzienności. Prawda jest jednak taka, że nigdy

nie pojmiemy wszystkiego co pisarz chciał nam przekazać, bo daje

nam tylko pytania, wnioski jednak musimy wyciągnąć sami i za

każdym razem będą one różne zależnie od światopoglądu i

perspektywy czytelnika. Dla mnie świadczy to o ogromnym talencie i

wszechstronności, że istnieje wiele interpretacji jego pisaniny i

trafia ona do każdego, który ma umysł otwarty na coś zupełnie

odmiennego.

W „Zniknięciu

słonia" każde opowiadanie jest zupełnie różne od poprzedniego,

jednak da się tutaj wyczuć jeden wspólny temat, mianowicie

odmienności, braku tolerancji oraz samotności i anonimowości w

takim wielkim mieście jakim jest Tokio. Dla autora zresztą nie jest

to nic nowego, bo przecież ciężko nie zauważyć, że w swoich

powieściach nierzadko do tego nawiązuję. Uwielbiam czytać

Murakamiego nie tylko ze względu na magię na każdej stronie, ale

również za względu na sposób wykreowania bohaterów, którzy

wydają się nam zawsze chłodni, obojętni, nie wywołują w

czytelniku żadnych uczuć, tylko dzięki nastrojowi, który autor z

ogromnym talentem buduje, wpływa na napięcie i poruszenie u

odbiorcy dzieła. Cały czas próbuje i próbuje, jednak wiem, że

usilnie, ponieważ powieść Harukiego Murakamiego nie da się

rozłożyć na czynniki pierwsze, ani opowiedzieć w taki sposób,

żeby kogokolwiek do niej zachęcić. Te uczucia podczas czytania

trzeba po prostu przeżyć na własnej skórze, dlatego zachęcam do

przeczytania zbioru opowiadań „Zniknięcie słonia".

Za książkę dziękuję wydawnictwu Muza SA.

Książkę można znaleźć tutaj.

zycie... zmiany, zakupy. czyli moja codzienność.

I znów przerwa. Eh nie umiem nad tym zapanować. Brak czasu bo a to trzeba pójść po coś, gdzieś...coś zrobić i tak w kółko.

Moj cel ktory sobie wyznaczyłam na swoj gabinet masazu, fizjoterapii i rehabilitacji caly czas w trakcie. ale o dotację trudno. Czekamy.Może za rok. Może za dwa. Teraz interesuję mnie zdać egzaminy teoretyczne i uzyskać certyfikat pozwalający na bycie Panią Fizjoterapeutką.

Na ostatnim zjeździe był u nas chłopak (20 lat , moj wiek) młody, z poczuciem humoru... ale...2 lata temu kolega zniszczył mu życie.Robiąc popisuwę przed nim wjechał z prędkością 100km/h w zakrętJednak co się okazało stal tam to pie... drzewo. Świadomi że zaraz uderzą była ogromna. Kierowca się zaparł rękoma o kierownicę a biedny Kamil szybko zapiął pasy i schował się miedzy siedzenie w schowek...(zrobił coś co mógł zrobic najgorszego:( bo to najgorsza pozycja do wypadku.)Kierowca  kolega wyszedl tylko z siniakami,  On sam uszkodzony rdzeń kręgowy od odcinka C4 2 poważne operację, implanty zamiast kręgów... masakra...:(I do dziś i już na zawsze będzie jeździł na wózku. Sparaliżowane nogi ,stastyczne. Lewa ręka w stanie dośc dobrym, prawa bez czucia, po naszemu wiotka.,Walczy z firmą ubezpieczeniowa za wypadek drogowy ale proces toczy sie ponad 1.5 roku i toczyc się bedzie jeszcze długggoo... a byc moze i tak od nich nie dostanie ani 1zlKolega ktory jest winien nawet nie przyszedl i nie powiedział przepraszam, a jego matka chodzi i rozpowiada ze Kamil jest alkoholikiem i sobie to wymyśla cale inwalidztwo. Ludzie bez serca!!!!!!Tak jak wspomniałam zaszczycił nas swoją obecnością i dal nam popracować na sobie. Żebyśmy mieli żywy dowód a nie ćwiczyć na zdrowych osobach....Pierwsze wrażenie. Wielkie współczucie, łzy jak opowiadał ale nie można było pokazać słabości bo co to za fizjoterapeuta ktory nie jest silny psychicznie.Później wielkie przerażenie, strach gdy kładli go łóżko.A my mieliśmy zacząć masować i rehabilitować.Jak go dotknać żeby nic mu nie zrobić przecież osoba o sparalizowanych konczynach nie powie ze boli a my sami musimy ocenic co i jak. Zeby czasami nie zlamac albo uszkodzic kosci badz miesni. To teraz mięsnie sa dla niego najważniejsze bo nimi pracuje poruszając rekoma...Uwierzcie mi że z grupy 20 osobowej tylko 5 osob go dotkneło, masowalo... w tym byłam ja...Nasz wykładowaca gdy powiedział Martyna ćwicz mu nogi osłupialam.... nawet nie wiedzialam ze będzie tak cięzko. I to nie chodzi teraz o podejście psychologiczne a fizyczne... Na szczescie wykladowca pomógł jak zacząc... a pozniej juz sama wiedzialam co robic.Najgorzej było kiedy cwicząc mu noge druga zaczynala podskakiwac (załączala się spastyka) tzn niekontrolowany ruch nogi tak ze mógl by wybic zeby gdyby w czas się nie puscilo tej cwiczacej to dawalo mi sygnał ze tylko na tyle moge sobie pozwolić cwicząc. Uzylam calej siły blokując mu noge kiedy masowal ktoś inny i  uwierzcie mi to gorsze niz silownia wyszlam  z zajęć cala mokra i zmęczona . A na drugi dzień mialam niemiłosierne zakwasy mięsni rąk, nóg przez dobrana pozycje ktora pozwolila mi wykorzystac (moją sile, a mam ją wielką)nie raz to pokazalam na zajęciach... i okropny bol pleców.Najlepszym co moglo nas w tym dniu spotkać to to że udalo nam sie go postawić na nogach... Stał dzielnie opierając się o nas , mając na nogach stabilizatory które nie pozwolily nogom się ugiąc. Był dzielny!Poźniej usiadł na leżance i z wielką ambicją i siłą pokazal nam że choc na chwile potrafi się utrzymac w pozycji siedzącej ... oczywiście tylko na chwile po chwili upadał nam w ręce bo go musieliśmy asekurować od przodu jak i od tylu.Było to moje marzenie spotkac się z taka osobą i sprawdzić moje podejscie do osob niepełnosprawnych.Teraz wiem że mimo wszystko jestem silna i psychicznie i fizycznie. Czy jestem gotowa na bycie fizjoterapeuta? myśle ze tak i bardzo tego chce. Chciałabym nawet na początku swojej "kariery" cwiczyc Kamila, jak i inne osoby calkowicie za darmo . tak z potrzeby serca. Uwielbiam pomagac w rózny sposób.A skoro będę miala pojęcie to dlaczego nie? Nie ma zadnych przeiwskazan do tego.  Kamil czeka na operację rdzenia kręgowego w wykorzystaniem komorek macierzystych ... operacja wynosi az 1mln zlotych. Ale na szczęście On i jego rodzice musze tylko zorganizować 55tysięcy. Tylko? Dla nich to wiele.... ale Kamil ma wiele przyjacioł, znajomych i nawet nie znajomych którzy z chęcią zbierają do puszek, zbieraja korki od butelek. I robią rozne akcje by pomóc. Mozna nawet podzielić się swoim podatkiem rozliczając PIT:) Ja tak zrobiłam oddalam swój 1% dla niego! Mam nadzieje ze jemu to pomoże a ja przeciez nie zbiednieje.Kamil mimo swojego stanu marzy by zostać dj-em jeździ na dyskoteki gdzie uczestnicza tylko osoby na wózkach ... i powoli spełnia to co zamierzył. Powodzenia Kamil!!! Trzymam za Ciebie kciuki.A rodzicom trzeba zyczyc wytrwalosci i sily bo musza byc przy nim 24na dobę...  Wyciągnęłam wnioski z tej wspaniałej lekcji... Lekcja Życia... Korzystaj z życia bo nigdy nie wiesz co się stanie. Korzystaj ale z umiarem a przede wszystkim włącz myślenie.

"Liczy się to na czym tylko ci zależy,

pomoc ma wszędzie, każdy sercem w ciebie wierzy,

ufaj swoim myślom które do mety cie prowadza,

to myśli zwyciężają i lekcje życia dają."Martyna

zmęczona odpoczywaniem

Ostatnie dwa tygodnie są dla mnie szczególnie ciężkie. I to nie dlatego, że mam długie treningi, wręcz przeciwnie, dlatego, iż moje biegi są coraz krótsze. Mam juz dość wyciszania się i oszczędzania. Chcę w końcu przebiec te 42 kilometry i mieć to z głowy. Jestem sfrustrowana, znudzona, rozdrażniona, zniechęcona, zła, podenerwowana. Potrzebuje sportu jak powietrza. To strasznie trudny czas, nie mogę się przeciążać, muszę być rozsądna, nie mogę wydłużać biegów ani robić długich rowerowych wycieczek. Czuje, że zwariuję, chcę mieć zakwasy, chcę zrobić długie wybieganie, chcę iść na rower a potem paść ze zmęczenia. Mam już tego odpoczynku po dziurki w nosie. Odliczam czas do maratonu. Czekam jak na egzamin, wiem w co się ubiorę, jak zwiąże włosy, z kim będę biec, wiem gdzie jest start i meta, znam trasę i swój numer startowy. Wiem co zjem na śniadanie i co zabiorę ze sobą. Nie chcę już czekać, chcę biec. Odpoczywanie idzie mi bardzo mozolnie, 10 km biegu wydaje mi się wręcz śmieszne (a to mój maksymalny kilometraż na ten tydzień). Energia gotuje się we mnie i kipi, a plan jak srogi nauczyciel mówi ,,nie moja droga teraz, to możesz tylko zbierać siły przed startem". Brak sportu męczy mnie bardziej niż jego nadmiar. MARATON MARATON MARATON jeszcze tylko 10 dni, wytrzymasz!!!!

Zdzisio

Hejka!

Wczoraj były Walentynki, niestety nie mogłam napisać tego posta. Pewnie zastanawiacie się co to, a raczej kto to jest Zdzisio. Już mówię - Zdzisio to mój nowy kaktus, którego dostałam od taty na Walentynki. Postanowiłam nadać mu imię i tak jakoś mi przyszło do głowy, że Zdzisiu to śmieszne imię i będzie idealnie pasowało. Oto kilka jego fotek:

 

 

 

 

 

Pielęgnacja:

Ziemia - podłoże dla sukulentów musi mieć wysoką przepuszczalność. W naturze rośliny te rosną w

trudnych warunkach, gdzie podłoże błyskawicznie nasiąka wodą i szybko

wysycha. Ziemia do kaktusów powinna mieć następujący skład: 30%

zdezynfekowanej (30 minut w gorącym piekarniku) ziemi ogrodowej z

dodatkiem igliwia sosnowego, 20% substratu torfowego, 10% perlitu i 40%

gruboziarnistego piasku. Takie podłoże przypomina gleby pustynne. Nie

stosujemy kompostu, gdyż zawiera zarodniki grzybów chorobotwórczych, na

które kaktusy są bardzo podatne. Średnica doniczki powinna być większa o

1-2 cm od średnicy kaktusa, a jej dno zaopatrzone w liczne otwory

umożliwiające swobodne odpływanie i absorbowanie wody. Dno doniczki

drenujemy centymetrową warstwą żwiru.

Stanowisko - kaktusom do

życia niezbędne jest bezpośrednie, silne nasłonecznienie przez co

najmniej kilka godzin dziennie. Wbrew pozorom nie chodzi jedynie o temperaturę,

gdyż rośliny te żyją na pustyniach, gdzie za dnia temperatury sięgają

50ºC, a nocą spadają poniżej zera, a o promieniowanie ultrafioletowe.

Odpowiedni dla nich jest zatem parapet południowego okna. Kaktusy można

też uprawiać w oranżeriach i szklarniach, a latem wynosić bezpośrednio

na słońce. Należy jednak chronić rośliny przed wilgocią i deszczem.

Podlewanie - to najtrudniejsza czynność pielęgnacyjna w hodowli kaktusów. Ogólnie kaktusy trzeba podlewać bardzo oszczędnie i dodatkowo uzależniać tę czynność od pory roku i pogody, a

co za tym idzie wilgotności powietrza. Część kaktusów wodę pobiera

bowiem nie tylko przez system korzeniowy lecz również za pomocą włosków

absorpcyjnych na cierniach. Nigdy nie podlewamy kaktusów bezpośrednio -

wodę lejemy do podstawki tylko wówczas, gdy ziemia w doniczce jest

całkowicie sucha. Po godzinie wylewamy z podstawki pozostałą wodę.

Kaktusy należy podlewać od maja do końca września. Zimą rośliny te

przechodzą w stan hibernacji i nie wymagają podlewania. Na zimę kaktusom

powinno się zapewnić temperaturę

ok. 10-15°C. W marcu i kwietniu można rośliny delikatnie zraszać

wieczorem, co symuluje naturalną rosę występującą wówczas w ich rodzimym

środowisku i jest najlepszą metodą pobudzenia kaktusów do wzrostu.

Artykuł z http://www.e-ogrodek.pl

No i to tyle jeśli chodzi o kaktusy. Ja osobiście korzystam z tego artykułu i dlatego postanowiłam go umieścić. 

A Wy co dostaliście na Walentynki? Piszcie w komentarzach. Papa i do napisania.

  

Znajomości przez internet

Hey

Na dzisiaj przygotowałam dla was post, dość tematyczny bo będzie to post o znajomościach przez internet. Nie wszyscy wierzą w to, że taką formą komunikacji jaką jest internet można zawrzeć znajomości. Przyznam, że ja sama w to nie wierzyłam aż do czasu, kiedy nie poznałam Oliwii. Przeglądając jej bloga, postanowiłam napisać do niej na maila i po prostu zapytać o nr.gg i takie tam. Oliwia odpisała i tak zaczęła się nasza znajomość. Piszemy ze sobą jeśli sie nie mylę od jakiś 5 dni lub nawet 7. Z nikim innym nie miałam tyle wspólnego co z nią !. Na prawdę, Oliwia jest wspaniała zawsze się wspieramy gdy coś się wydarzy, planujemy się spotkać ale to za rok, ponieważ teraz jeszcze za krótko się znamy, a spotkanie musi byc dobrze zaplanowane bo Oliwia mieszka w Poznaniu i pociągiem ma do mnie 6godzin trasy. haha już wszystko sprawdzone.;) . Nigdy bym nie pomyślała, że sama znajdę się w takiej sytuacji, kiedy będę za kimś tęsknić, wiedząc że i tak go nie spotkam. Bo zazwyczaj tęsknię za przyjaciółkami za rodziną ale wiem, że za jakiś czas i tak się zobaczymy. A z Oliwią jest inaczej, ciągle piszemy, że chcemy do siebie, że chcemy być razem itd. ! Wymieniłyśmy się numerami telefonów, utrzymujemy kontakt także telefoniczny. W poniedziałek wyjeżdża Oliwia a ja w piątek, więc będziemy do siebie dzwoniły, pisały sms-y wszystko, żeby utrzymywać stały kontakt. Za rok na wakacje zaplanowałyśmy sobie, że razem wyjedziemy na obóz młodzieżowy do Bułgarii, już wczoraj szukałyśmy ofert w internecie i teraz tylko musimy namawiać rodziców, ale spokojnie mamy rok ! hehe.

Znajomości przez internet, można stwierdzić że czasami też są niebezpieczne ale to tylko w przypadkach kiedy piszemy z kimś na różnych czatach lub gdzieś, wtedy możemy spotkać jakąś osobę, która nie koniecznie jest kimś za kogo się podaję , ale o tym doskonale wszyscy wiedzą. Z moją znajomością jest inaczej, ponieważ ja widzę Oliwii zdjęcia na jej blogu a ona widzi moje. Na dzisiaj lub jutro planujemy rozmowę na skype, musimy to zrobić jeszcze przed wyjazdem !:-) Powiem wam, że znajomość moja i Oliwii, dużymi krokami zmierza w stronę przyjaźni !. Wczoraj nawet o tym bardzo dużo rozmawiałyśmy.

Oczywiste jest to, że przyjaźniąc się z Oliwią zawsze pamiętam i znajdę czas dla moich przyjaciół tych, których mam tutaj przy sobie. ! <3

A wy co sądzicie o znajomościach przez internet ? Macie taką internetową przyjaciółkę/przyjaciela ?

Marzy mi się mega wielki spam na asku !:) zapraszam KLIK

Zaskoczenia i rozczarowania- przegląd ostatnio oglądanych filmów

Witajcie,

jak wam mijają pierwsze dni wakacji? Urlop pewnie zaplanowany, wyjazd przygotowany albo już teraz obijacie się gdzieś na Karaibach z Kapitanem Sparrowem :)

Ja zaś, korzystając z wolnego czasu, poświęciłam się mojej filmowej obsesji.

Niektóre z filmów, które wam dziś pokażę, chciałam obejrzeć od dłuższego czasu. Moje przekonanie o ich dobrej fabule i obsadzie sprawiły, że oczekiwania urosły do ogromnych rozmiarów. I skończyło się to równie wielkim rozczarowaniem.

Oto krótki przegląd obejrzanych filmów.

Które z nich warto obejrzeć, a które nie zasługują na wasz cenny czas?

Przygotujcie się na miks gatunkowy.

1. "Królewna Śnieżka i Łowca"(2012)

[Fantasy, Przygodowy]

Reinterpretacja znanej baśni o Królewnie Śnieżce. 

Ojciec głównej bohaterki żeni się z bardzo piękną i równie niegodziwą Ravenną, która za wszelką cenę pragnie pozbyć się jego córki. Czyste serce Śnieżki może dać złej królowej wieczną młodość, której tak bardzo pragnie. Nie cofnie się więc ona przed niczym, by dorwać dziewczynę. W tym celu angażuje w jej poszukiwania Łowcę- człowieka, który świetnie zna tereny wokół zamku i potrafi poradzić sobie z czyhającymi w mrocznym lesie niebezpieczeństwami. Ma sprowadzić królewnę, a w zamian Ravenna, za pomocą magii przywróci życie jego zmarłej żonie. 

Film to prawdziwa gratka dla fanów fantasy, baśni i... złej gry aktorskiej? 

Zdecydowanie. 

Dlatego, jeżeli lubisz oglądać na ekranie, wypraną z wszelkich emocji twarz Kristen Stewart, to zachęcam cię do obejrzenia tego filmu. 

I niech ktoś mi wytłumaczy, dlaczego Chris Hemsworth zawsze gra jakichś napakowanych tępaków, znających się jedynie na mordobiciu? 

Lubię "przygodówki" tego typu, ale tym razem mocno się zawiodłam.

Nie polecam. 

2. "Udręczeni"(2009)

[Horror]

O tyle straszny. że oparty na faktach. Takie lubię najbardziej. 

Rodzina Campbell wprowadza się do nowego domu. Typowe. Żeby było zabawniej, budynek był kiedyś domem pogrzebowym, w którym często odbywały się seanse spirytystyczne. Czające się tam zło obiera sobie za cel młodego Matta. Chłopak jest chory na raka i balansuje na granicy życia i śmierci. Miewa wizje, z których dowiaduje się stopniowo, jakie straszne wydarzenia miały miejsce w tym domu, na długo przed ich przeprowadzką. 

Zarys fabuły wydaje się tandetny. W filmie pojawiają się wszystkie motywy charakterystyczne dla horroru: nowy dom (koniecznie nawiedzony), czające się w nim złe moce, które powoli doprowadzają mieszkańców do obłędu, tajemnica z przeszłości etc.

A jednak... 

To jeden z lepszych, ostatnio obejrzanych przeze mnie filmów. 

Matt Campbell- młody, a i tak styrany życiem chłopak, zabijany od wewnątrz przez swój własny, zbuntowany organizm, dodatkowo nękany przez duchy, wzbudza w widzu bezwarunkowe współczucie. Mimo tragicznego położenia, wydaje się być jednak bardzo silnym człowiekiem. 

Film bazuje na mrocznej, tajemniczej historii domu, a nie na tandetnych screamerach.

Polecam. 

3. "Pokuta"(2007)

[Melodramat]

Briony Tallis to utalentowana dziewczynka o bujnej wyobraźni, która pragnie w przyszłości zostać znaną i szanowaną pisarką. Mieszka w ogromnej rezydencji w Anglii wraz ze swoją rodziną. Dużo czasu spędza ze starszą siostrą Cecilią i Robbie'm Turnerem- synem jednej ze służących. Gdy dostrzega, że między Cecilią, a młodym Turnerem zaczyna rodzić się uczucie, pozwala ponieść się własnej fantazji. 

Gdy pewnej nocy zostaje zgwałcona kuzynka Briony, dziewczyna oznajmia wszystkim, że sprawcą był Robbie, którego przyłapała na gorącym uczynku. Chłopak trafia do więzienia, a kiedy wybucha II wojna światowa, wstępuje do wojska, by uniknąć dalszej odsiadki. 

18-letnia Briony, znienawidzona przez siostrę, uświadamia sobie, że zniszczyła życie dwóm osobom, na którym jej zależało i pragnie odpokutować swoją winę. 

Film może momentami zalatywać nudą, ale to naprawdę świetny dramat. Pokazuje losy dwojga, młodych, kochających się ludzi, których rozdzielił los (i nierozgarnięta trzynastolatka). 

Obsada również jest bardzo zachęcająca- w głównych rolach Keira Knightley (której dalej przyjdzie grać kochankę mężczyzny o nazwisku Turner, jak w "Piratach z Karaibów") oraz James McAvoy.

Polecam.

4. "Pamięć Absolutna"(2012)

[Akcja, Thriller]

Czyli megagniot z Colinem Farrellem w roli głównej, wobec którego miałam ogromne oczekiwania. 

Farrell wciela się w rolę przeciętniaka, który dowiaduje się, że tak naprawdę jest tajnym agentem. Stanowiący zagrożenie dla pewnych jednostek dążących do dominacji nad światem, został wyprany ze wspomnień o swoim wcześniejszym życiu. Bohater nie ma pojęcia po czyjej stronie powinien stanąć, kim tak naprawdę był, zanim wykasowano mu pamięć i co w ogóle jest prawdą w świecie, który nagle stał się dla niego obcy.

Przez większą część filmu ucieka przed ludźmi, którzy chcą się go pozbyć, a w wolnym czasie próbuje ogarnąć o co w tym wszystkim chodzi. W tym akurat, widz może się z nim utożsamiać. 

Kiedy pierwszy raz natknęłam się na ten film, podobało mi się w nim wszystko- zarys fabuły, obsada, nawet plakat promujący. 

Okropnie się wynudziłam oglądając zmagania głównego bohatera. Lubię kino akcji, dlatego dodatkowo boli mnie porażka, jaką poniósł ten film.

Podobno starsza wersja z Arnoldem Schwarzeneggerem jest lepsza, ale tę informację musiałabym dopiero zweryfikować.

Nie polecam. 

To jedynie kilka wybranych filmów. O reszcie nie będę pisać, bo mam wobec nich mieszane uczucia albo są tak okropne, że samo wspomnienie o nich mnie boli. 

Oglądaliście któryś w wymienionych? Chciałabym poznać wasze opinie :)

Zapowiedź

To co tutaj napiszę, jest to tylko i wyłącznie moja opinia. Każdy ma prawo do wyrażania swojego zdania. Wiadomo, gusta są różne ;) A poza tym stale dorastamy, uczymy się, poznajemy i nasza opinia też się z czasem zmienia.

Nie jestem znawcą i moje tłumaczenie pewnych miejsc kolczyków, może być trudne do zrozumienia. :)Uszy

Ja w swoim ciele dorobiłam się 5 kolczyków. Sytuacja na dniach się zmieni, bo czekam na zakończenie remontu w moim ulubionym salonie :) W lewym uchu mam 4 kolczyki - "podstawowy", 2 kolejne za tym "pierwszym" i jeden w chrząstce na górze. W prawym tylko jeden  - "podstawowy" i niedługo będę robiła jeszcze jeden obok. Marzy mi się Tragus i Daith, ale z moją mamą jest tak, że jednego dnia się na nie zgadza, a drugiego już nie ma mowy. No cóż. Tacy są rodzice :D

Te pierwsze kolczyki w płatku ucha, które ma zapewne większość z was miałam zrobione w 7 miesiącu życia. 2 kolejne w piątej, albo szóstej klasie, a ten w chrząstce na samym początku gimnazjum. Oczywiście na te podstawowe nie miałam wpływu, ale nawet nie wiem, co mnie skłoniło do zrobienia kolejnych. W dzieciństwie zawsze mi się podobało, jak kobieta miała dużo kolczyków i to jakoś przeszło na mnie. Myślę, że oprócz tych co wymieniłam (te które mam, i które chcę mieć w przyszłości), to nie zrobiłabym sobie innego w uchu.

Tunele

Jestem zdecydowanie na tak - do pewnego rozmiaru. Oczywiście nie u mnie :) Moim zdaniem tunele pasują bardziej do chłopaków, niż dziewczyn. Twarz i usta

Jeśli chodzi o kolczyki na twarzy, w wargach i ustach, to moim zdaniem niektórym pasują innym nie. Ja jakoś nie mam żadnych uprzedzeń, ale sama bym się nie zdecydowałam na taki krok. Nie podoba mi się, gdy ktoś ma jednego kolczyka w górnej lub dolnej wardze z boku. Nie jestem też fanką kolczyków w przegrodzie nosowej - wygląda to jak (za przeproszeniem) krowy na pastwisku. Snake jest wyjątkowo uroczy, ale ja wolę podziwiać ten typ piercingu u kogoś innego.

Ciało i miejsca intymne

Co do miejsc intymnych powiem krótko: to jest bardzo osobliwy temat, ja bym sobie nic nie przekuła. W ciele jest chyba tylko jedno miejsce, w którym mogłabym mieć kolczyk i jest to pępek. Nie wykluczam, ze kiedyś sobie zrobię :)

Reasumując. Większość mi się podoba, ale na niewiele bym się zdecydowała.

Wszystko pięknie, ładnie wygląda, ale musimy się liczyć z ewentualnymi konsekwencjami. Organizm może chcieć się pozbyć kolczyka i wtedy w najlepszy przypadku będzie boleć, ropieć, krwawić. W gorszym przypadku mogą nam się zrobić "grudki" i "bruzdy", które da się usunąć tylko chirurgicznie. W najgorszym przypadku ciało zaczyna gnić i odpadać (częste przy tunelach).

Piercing należy wykonywać w profesjonalnym, sprawdzonym salonie. Nie radzę robić sobie dziurek na własną rękę - chyba, że chce się zabłysnąć. Głupotą.Nie chcę wam wstawiać zdjęć pokazujących, co może się stać gdy się nie dba, bądź sami robiliśmy dziurki, albo w beznadziejnym salonie - możecie na własną odpowiedzialność poszukać w internecie.

Trzeba pamiętać o odpowiedniej higienie, ale o tym poinformuje was piercinger.

To by było na tyle. Przypominam, że to tylko moje spostrzeżenia. C: